Szczerze mówiąc w Bangalore nie tak łatwo znaleźć ciekawe rzeczy nadające się na prezent z Indii. Odwiedziliśmy dzisiaj Gandhi Bazaar, M.G. Road i Commercial Street. Dominują owoce, buty, przeróżne stroje dla kobiet...nigdzie nie udało nam się kupić herbaty. Najeździłem się auto-rikszą za wszystkie czasy, a z Bangalore najbardziej w pamięci pozostanie mi zapach spalin i smak masali. No i przecudowni ludzie :) ale o nich jeszcze napiszę.
Nie chce mi się wracać. Teraz kiedy wszystkie moje zmysły i żołądek przyzwyczaiły się na dobre do tropików, trzeba się pakować. Wystarczy pomyśleć o powrocie do tego naszego tak uporządkowanego i sterylnego świata, z mnóstwem zakazów i nakazów, ocenianiu na każdym kroku, braku odrobiny luzu, politycznych kłótniach i agresji, że człowiekowi robi się żal. Żal opuszczać tych miłych sympatycznych i gościnnych ludzi, ciepły klimat, pyszne owoce na każdym rogu i życie jakże inne niż u nas. Ale co zrobić, wszystko się kiedyś kończy, pociesza mnie jednak fakt że w paszporcie wbita jest multiple visa :)
Życzcie mi zatem wysokich lotów (bez turbulencji), spokojnej i szybkiej podróży do domu, i żebym za bardzo nie płakał na lotnisku ;) Na blogu planuję jeszcze umieścić 1-2 wpisy na które nie znalazłem czasu wcześniej, jak również uzupełnić zdjęcia w poprzednich, więc to jeszcze nie koniec... :)