Geoblog.pl    diomedae    Podróże    Bangalore :)    Wycieczka po mieście
Zwiń mapę
2015
06
cze

Wycieczka po mieście

 
Indie
Indie, Bangalore
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8233 km
 
Nasza firma jest na tyle miła, że zostaliśmy poinformowani o zorganizowaniu dla nas wycieczki objazdowej po mieście, ot tak żeby zobaczyć miejsca w stylu "must-see" itp. Wiadomo, standard. Kierowca przyjedzie rano i będzie fajnie.
No dobra, to jaki ma Pan plan Panie kierowco? No wiecie, ISKCON Temple (świątynia Krishny z 1997 r.), Muzeum Technologii, jakiś park rozrywki... No no, uhm, ok, tzn. to może później bo my mamy parę spraw do załatwienia...Zacznijmy może od wymiany pieniędzy.

Temu tematowi poświęcę osobny akapit, bo wbrew pozorom wymiana waluty tutaj porównywalna jest do załatwienia czegokolwiek w polskim dziekanacie. Dlaczego w ogóle chciałem wymienić? Otóż w hotelu uprzejmie poinformowano mnie że owszem, mogę zapłacić w dolarach, po kursie 1=56, mimo że oficjalny kurs wynosi 63 :) Jasne, spoko, to narazie. Zatem wybrałem się na wycieczkę i odwiedziłem około 10 banków. W każdym dowiadywałem się, że waluty nie wymieniają. Nawet w tych w których wymieniają (elektroniczna tablica z kursami) to nie wymieniają :) Dopiero w ostatnim jedna Pani znała dość dobrze angielski i dokładnie wytłumaczyła mi, że nie wymieniają bo nie mam u nich konta, a to jest podobno niezbędne.

Myślałem więc ,że może kierowca będzie trochę bardziej zorientowany w temacie jako locales, ale okazało się że wie nawet mniej niż ja, więc po straceniu około godziny i odwiedzeniu kolejnych kilku banków zrezygnowany zadzwonił do kolegi, który przytomnie rzucił hasło "Western Union", i okazało się to strzałem w dziesiątke. W najbliższym WU walutę wymienili chętnie, bez żadnych przeszkód ani formalności, co prawda nie chcieli słyszeć o negocjacjach ale i tak dostałem kurs 63 co pozwoliło zaoszczędzić w przybliżeniu 400 zł (!). O wrodzonym talencie hindusów do naciągania napiszę innym razem :)

Po tej przygodzie kierowca zapewne myślał, że teraz będzie już z górki. No niestety. "Chcemy teraz do Bull Temple i na Gandhi Bhazaar". Zgłupiał. No ale zawiózł. Bull Temple to nic innego jak figura wielkiego byka, do którego wszyscy się modlą. Obchodzi się go dookoła i mówi że jest fajny. Przedtem trzeba zdjąć buty, za "pilnowanie" których przy wyjściu Pan pilnowacz domagał się rupii, no ale niestety, nie z nami takie numery. Obok jest druga świątynia zwana "Dodda Ganeshana Gudi" którą zdecydowaliśmy się obejrzeć tylko z zewnątrz. M. kupił bębenek dla córki, stargowany z 900 Rs na 500 Rs (30 zł), chociaż gdyby to ode mnie zależało to kupiłbym taniej, bo okazuje się że jestem w tym dobry :)

Jeżeli chodzi o targowanie się, to bez względu na to co się kupuje, trzeba zaproponować 1/3 ceny od której hindus zaczyna, po to, żeby dojść do mniej więcej połowy i za tę połowę najczęściej po długich negocjacjach zgadza się dany przedmiot sprzedać.

Na Gandhi Bazaar chciałem jechać głównie na rekonesans, zobaczyć co i jak, i wrócić na spokojnie w innym terminie. Widząc narastające zniechęcenie i przerażenie naszego kierowcy, łaskawie pozwoliliśmy się zawieźć do Vidhana Soudha, budynku rządowego, siedziby powiedzmy Marszałka stanu Karnataka, coś w stylu naszego Urzędu Wojewódzkiego. Owszem, budynek całkiem fajny, robi wrażenie, obok znajduje się również sporych rozmiarów pomnik Mahatmy Gandhi'ego. Ale można oglądać tylko zza płotu, więc robimy kilka zdjęć i kierowca mówi że czas na lunch. Proponuje McDonald's, KFC, ale niestety znowu go rozczarowujemy bo żądamy indyjskiej knajpy. Po drodze przejeżdżamy przez Cubbon Park, i naciskamy na krótki postój wśród przyrody, ponieważ zafascynowały nas przeróżne gatunki drzew które się tam znajdują. Po krótkim spacerze (w Bangalore znajduje się sporo parków, do których uciekają ludzie spragnieni świeżego powietrza, ponieważ na ulicach jest naprawdę bardzo zanieczyszczone), jedziemy do knajpy zwanej A2B, która okazuje się sieciówką, ale jest naprawdę świetna. Pomijając warunki i obsługę, samo jedzenie naprawdę bardzo dobre i tanie. Za obiad dla 3 osób zapłaciłem 380 Rs (22 zł), podczas gdy dzień wcześniej w hotelu za 2 piwa zapłaciliśmy 550 Rs (32 zł!).

Zaczynało robić się trochę późno, więc stwierdziliśmy że może nas wieźć spowrotem do hotelu, ale po drodze musimy zahaczyć o jakiś Wine Shop (monopolowy) bo nam się chce piwa. I tu kolejna ciekawostka, hindusi poza tym że nie jedzą mięsa, raczej nie palą, to w zasadzie też nie piją. Może dlatego, że nawet zwykłe piwo jest dla nich towarem luksusowym, najtańsze lokalne zwane Kingfisher kosztuje 82 Rs (5 zł!), a importowane np. Budweiser, Foster czy Tuborg nawet dwa razy więcej. I targowanie się w tym przypadku nic nie pomoże. No cóż, wygląda na to że będzie to zdecydowanie największa część moich wydatków tutaj ;)
Wracając zadowoleni z pełnymi plecakami, zauważyliśmy w końcu coś czego nam cały czas brakowało - sklep :) A konkretnie "hipermarket" SPAR. Naprawdę, jedyny jaki widzieliśmy w całym mieście. Nie ma co, trzeba tu jutro przyjść na zakupy. Generalnie wygląda na to, że spora część hindusów jada "na mieście" i to przez cały czas, dlatego sklepów spożywczych tutaj praktycznie nie ma. Sporo jest za to stoisk z różnymi dziwnymi rzeczami przygotowywanymi na miejscu, owocami, przekąskami, napojami. I w zasadzie tyle. Ale ogólnie bardzo fajny dzień, chociaż nie jestem pewien czy Pan kierowca ma takie samo zdanie, nawet pomimo sporego napiwku którym próbowaliśmy go pocieszyć ;)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (9)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 1.5% świata (3 państwa)
Zasoby: 17 wpisów17 0 komentarzy0 105 zdjęć105 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
04.06.2015 - 20.06.2015